Kurniki nierentowne
„Źle” oznacza załamanie produkcji i upadłości kurników. Ten najbardziej pesymistyczny scenariusz wydaje się jeszcze mało prawdopodobny, ale wkrótce może stać się bardziej realny. Od miesięcy to właśnie ilością wyprodukowanego drobiu hodowcy rekompensowali sobie niskie ceny skupu. Teraz staje się to coraz trudniejsze.
Według szacunków, w ubiegłym roku najprawdopodobniej na rynek trafiło aż 1,5 miliona ton mięsa drobiowego. Jedną trzecią produkcji wyeksportowano. Jeśli rentowność nie wróci – w pierwszej kolejności z rynku zaczną wypadać mali hodowcy, czyli właściciele kilku kurników. Ratunek to utrzymanie produkcji na poziomie 30 milionów sztuk drobiu rocznie. Ale nie będzie to takie proste.
– To nie jest produkcja, z której można z dnia na dzień zrezygnować. Konsument oczekuje, że tego mięsa na rynku nie zabraknie– wyjaśnia Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu.
Jakby tego było mało, właśnie zamknął się jeden z perspektywicznych segmentów zbytu na drób. Od 1 stycznia br. obowiązuje w Polsce zakaz ubojów rytualnych. Choć resort rolnictwa zapewnił, że „powalczy” o kontynuację przepisów w dotychczasowej formie, tj. zezwalających na ubój rytualny – fakt jest taki, że kontrakty, jakie jeszcze w starym roku podpisały zakłady drobiarskie trzeba na razie zamrozić. Jeśli rząd nie pospieszy się z legalizacją ubojów – umowy trzeba będzie w rezultacie zerwać i zapłacić kary. W sumie to od 5 do 10 proc. całego eksportu.
– Trybunał Konstytucyjny, który uchylił rozporządzenie ministra rolnictwa zezwalające na ubój rytualny, zamknął nam rynki niszowe, a z nimi wiążemy nadzieję na zwiększenie eksportu– tłumaczy Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa.
Drobiarze liczą, że uchwalenie przepisów w Sejmie będzie kwestią kilku tygodni. Dłuższa perspektywa zakazu oznacza faktyczna zgodę na trwanie branży w kryzysie.