GMO a sprawa polska

Za najciekawszą w kontekście przebiegu konferencji uważam wypowiedź pana Tadeusza Szymańczaka, członka Zarządu Mazowieckiej Izby Rolniczej. Choć stała ona w sprzeczności ze znakomitą większością wygłoszonych na konferencji tez, była wypowiedzią, śmiem twierdzić, niosącą najważniejsze przesłanie.

Pan Szymańczak skrytykował konferencję za brak prezentacji stanowisk opowiadających się za wprowadzeniem GMO i brak konstruktywnej dyskusji obu stron. Pokazując zebranym eksponaty: kolby kukurydzy GMO, kolby zaatakowane przez omacnicę prosowiankę oraz stonkę kukurydzianą zapytał: „Co ja mam po tej konferencji powiedzieć polskim rolnikom?”. Zapytał też euro-posła Janusza Wojciechowskiego, dlaczego ten sprzeciwia się GMO. Jaki w tym interes ma polski rolnik? Argumentował, że przecież zakaz uprawy kukurydzy GMO w Polsce uniemożliwia nam konkurencję z kukurydzą amerykańską – przecież jednocześnie istnieją regulacje prawne umożliwiające import pasz i produktów GMO i je zawierających do Polski. I dlaczego tak dużo mówi się o GMO, pomijając o wiele ważniejsze jego zdaniem problemy polskiej wsi jak np. wapnowanie?

Choć wypowiedź ta wzburzyła zgromadzonych uczestników konferencji i spotkała się z gwałtowną ripostą później wypowiadających się osób, uważam ją za bardzo wartościową. Dlaczego?

Po pierwsze, zwraca uwagę na podstawowy problem jakim jest, potwierdzona badaniami opinii publicznej, rozbieżność interesów miedzy polskim rolnikiem i producentem żywności, a polskim konsumentem. Jednym zależy na wypracowaniu zysków dla siebie najmniejszym kosztem – i nie ma się czemu dziwić, takie są prawa rynku – drugim natomiast na możliwości wybierania produktów nie szkodzących zdrowiu i na dbałości o dziedzictwo jakim jest środowisko przyrodnicze.

Po drugie, faktycznie sam zakaz produkcji GMO w Polsce wydaje się być co najmniej połowicznym rozwiązaniem wobec i tak zalewających nas produktów GMO i to w sposób przez nikogo nie monitorowany.

Po trzecie, zwróciła uwagę na fakt, że rzeczywiście w dyskusji nad GMO pomija się pierwotnych producentów. Jeżeli konsumenci w większości nie życzą sobie GMO, być może rolą organów rządowych powinno być zapewnienie polskiemu rolnikowi wsparcia informacyjno-technicznego sprzyjającego realizacji produkcji oczekiwanej przez konsumenta?

Wreszcie może w ramach kampanii o GMO większy nacisk powinien być kładziony na informowanie o tym problemie środowisk wiejskich. Nie tylko informowanie. Również na poznanie ich problemów i bolączek skłaniających do poglądu, iż uprawa amerykańskiej kukurydzy GMO jest jedyną możliwością wygrania z importem modyfikowanej amerykańskiej kukurydzy i soi.

Wreszcie wypowiedź pana Szymańczaka powinna skłonić władze państwowe, uczelnie i instytuty do opracowywania i komunikowania rolnikom rozwiązań mających na celu rozwiązania problemu jakim jest deficyt białka paszowego. Bo być może to jest właśnie kluczem do uwolnienia Polski od GMO i „konkurencji amerykańskiej”?

Choć wypowiedzi przeciwników GMO po wystąpieniu pana Szymańczaka były bardzo żywe i nie pozbawione racji, trafiały jakby obok, nie były w stanie przekonać ani pana Szymańczaka ani polskich rolników.

Po tej konferencji widać, że w Polsce wciąż mamy do czynienia z jałowymi dyskusjami, że praca ponad podziałami jest niemal niewyobrażalna, a przecież jedynie rozwiązanie palących polskich rolników problemów, ich edukacja, nie tylko uczulająca na problemy środowiska i zdrowia ludzkiego, ale dająca im do ręki gotowe rozwiązania wykluczające potrzebę stosowania GMO, mogą nasz kraj od niego uwolnić.

Autor: mgr inż. Wanda Cegiełkowska