Ceny produktów rolno-spożywczych

 
 Kto chce kupić zboże, nie może teraz narzekać. Upływające terminy spłat kredytów i rat leasingowych oraz inne zobowiązania, a także konieczność opróżnienia magazynów pod kolejne surowce, zmusza wielu rolników do szybkiej sprzedaży ziarna. Nie zawsze stawki są więc korzystne. Znacznie lepiej jest na północy, gdzie nadal trwa doładowywanie statków. Rolnicy chętnie przywożą tu ziarno, bo stawki są wysokie, a zapłata szybka. Ale w tym tygodniu już nie wszystko uda się upłynnić. Statki z jęczmieniem odpłynęły i nie jest już skupowany. Także żyto było doładowywane w ubiegłym tygodniu, teraz jedynie będzie można dostarczyć małe ilości barkami. Pełną parą idzie jedynie skup pszenicy i kukurydzy. Ta ostatnia też jest przyjmowana na doładowanie, więc ceny są bardzo wysokie, nawet o 90 złotych wyższe niż te proponowane w późniejszych terminach.

 Ceny indyków mocno pną się w górę. Brakuje wystarczającej ilości żywca i to główna przyczyna nieustających ostatnio podwyżek. Zdaniem maklerów być może dopiero dwa kolejne tygodnie, dadzą lekki oddech od ciagłych zmian w cennikach. Handel jest kiepski, a indycze mięso jest coraz droższe. Potencjalni klienci przecierają oczy ze zdumienia. Kilogram filetów kosztuje już nawet 18 złotych, drogie też są uda. Ich maksymalne stawki siegają blisko 12 złotych. Czy taka tendencja może się utrzymać?

 

 

 Rozkręca się sezon na jabłka, ale czy również sezon na ceny? Wydaje się, że sadownicy nie mają powodów do narzekań. W punktach skupu i zakładach przetwórczych stawki rosną z tygodnia na tydzień. I znacznie przekraczają ubiegłorczne. Ceny jabłek przemysłowych w całym kraju dość zbliżone. Od 55 groszy w województwie łódzkim poprzez 56 na Mazowszu i w Małopolsce do 58 groszy na Śląsku.
 
 
 
 Sierpniowe ożywienie na rynku wieprzowiny trwało dłużej niż ktokolwiek oczekiwał. Z rozpędu – jak mówią – handlowcy wrzesień kontynuował lepszą passę, były i większe zamówienia i wyższe ceny. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. I tak już ten tydzień przyniósł pierwsze zmiany na mięsnym rynku. Transakcji nadal było sporo, ale zaczęły się pierwsze spadki cen. Za najpopularniejsze wieprzowe przodki z importu jeszcze w poniedziałek płacono blisko osiem i pół złotego, we wtorek stawki spadły o trzydzieści groszy, a obowiązująca od wczoraj cena nie sięga już nawet ośmiu złotych za kilogram. To z jednej strony oznacza, że rynek przetwórczy jest już nasycony, z drugiej, że daje znać o sobie mniejsza wrześniowa konsumpcja. Martwi to przedstawicieli zakładów mięsnych, bo przy niskich rozbiorach krajowych półtusz, zakup przodków z zagranicy i ich rozbiór jest bardzo opłacalny.
 
 Jelenie, sarny i dziki musza się mieć na baczności. Po wakacyjnej przerwie ruszył sezon odstrzałów. Podaż mięsa jest duża, gorzej z odbiorcami. Ceny znacznie spadły. 80 % polskiej dziczyzny trafia na eksport, głównie do Niemiec, Francji, krajów Beneluksu, Włoch i Szwajcarii. Ale w tym roku europejski kryzys widać wyraźniej. Chętnych do zakupów jest bardzo mało. Już w ubiegłym roku był problem ze sprzedażą jeleni, ale w tym sezonie, gdy odstrzałów tych zwierząt zaplanowano znacznie więcej, to zmniejszony popyt ze strony zachodnich odbiorców, przekłada się na niższe ceny skupu. Stawki w porówniu z ubiegłym rokiem sa teraz w przypadku jeleni niższe o 1-4-tą, a dzików nawet o połowę.
 
 
 Notowania soi po raz kolejny przełożyły sie na rynek rzepaku. Tym razem jednak producenci nie są zadowoleni, bo za oceanem królują przeceny. Rynek pasz w odwrocie. Ostatnie trzy tygodnie układały się jak najbardziej po myśli producentów rzepaku. Ceny na rynku rzeczywistym pięły się w górę, a giełdowi gracze podgrzewali atmosferę. Rzepak na paryskim parkiecie kosztował już blisko czterysta euro za tonę. I wszyscy zdawali się zapomnieć, że hossa nie może trwać wiecznie. Dlatego poniedziałkowa przecena o ponad siedem euro zaskoczyła, bo większość inwestorów miała nadzieję, że rzepak nie ulegnie presji i pozostanie na wysokich poziomach.
źródło: Agrobiznes; tvp.pl